Kolejny dzień w Wietnamie. Dojeżdżamy do Da Lat, uzdrowiskowego miasteczka położonego w górach południowego Wietnamu. Oczekujemy chwil spędzonych na pustkowiu, z przestrzenią, wśród natury. Jak bardzo się mylimy!
KONTRAST
Chociaż Da Lat, miasto założone w 1920 roku może pochwalić się niesamowicie bogatą kolonialną architekturą, co sprawia, że bardziej przypomina miasteczko w Alpach aniżeli w Wietnamie, praktyki w nim stosowane(a raczej obok niego) znacznie odbiegają od europejskich, ba – światowych zasad. Ale o tym za chwilę.
RUSKIE LANSY I BANSY
Jak wspomniałam, liczyliśmy na ciche oderwanie się od zgiełku, jakim uraczył nas Sajgon, który, swoją drogą, też nie jest taki zły, jak go wszyscy piszą. Okazuje się, że Da Lat jest miejscem lansu dla tabunów Chińczyków i Rosjan. Poprzebierane (zupełnie nieadekwatnie do pogody) laski ciągną za sobą całe rodziny (również poprzebierane, ale już bardziej adekwatnie do pogody), byleby tylko przejść się kawałek po lansiarskim deptaku wzdłuż sadzawki, która stanowi swoiste centrum miasta. Ale, do meritum – dokładnie te same tłumy Rosjan – zupełnie bezmyślnie i z wielką frajdą – katują tutejsze zwierzęta.
BYLE DOSIĄŚĆ STRUSIA
Nie chodzi tu o słonie, z którymi wszyscy wiemy, jak sprawa wygląda. W Wietnamie turyści katują… strusie. Tak, dobrze czytasz. Strusie. Takie duże ptaki. Strusie te, moi drodzy, trzymane są przy jednej z okolicznych atrakcji turystycznych – wodospadzie Prenn, który dziennie odwiedzają setki autokarów, a co za tym idzie – tysiące turystów. Głównie z Rosji, a nawet w samym parku napisy są po wietnamsku i… rosyjsku. I te tysiące turystów dziennie, wyobraźcie sobie, gruby czy chudy, stary, czy młody – dosiadają na przemian trzech strusi. Tak, dosiadają. Jeżdżą na strusiach!
MĘKA
Strusie te są w tragicznym stanie. Mają poranioną i popękaną skórę w miejscu, gdzie turyści zapierają się o nie butami. Mają wytarte i połamane pióra – na skrzydłach w miejscu, w których turyści kładą swoje grube uda, ale i wszędzie indziej – na grzbiecie – od siodła, na ogonie – prawdopodobnie ze stresu. Kuleją, bo najzwyczajniej w świecie siadają im stawy.
I wiecie co? Ci turyści nie mają skrupułów, naprawdę! Gdy próbowaliśmy zwrócić im uwagę – zero reakcji – udawali, że nie rozumieją!
SAVE THE STRUŚ!
Nie jesteśmy szalonymi obrońcami zwierząt, ale ze strusiami było naprawdę bardzo źle. Nie wiemy, co moglibyśmy zrobić w tej kwestii. Jeśli ktoś ma jakiś pomysł, radę – dajcie znać! Póki co – udostępniajcie – razem dla wolnych strusi!